Transfery piłkarskie. Jak pobijano rekordy w ligach? | ETOTO
Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Transfery piłkarskie. Jak pobijano rekordy w ligach?

Zawrotne kwoty nie robią już na nikim wrażenia. Przyjrzyjmy się jednak temu, jak to wygląda w naszej części Europy. Jak rekord transferowy PKO Ekstraklasy wygląda na tle bliskim nam regionalnie lig?

Pieniądze, dzięki nim można mieć wszystko. Najszybsze auta, wielkie domy i…. najlepszych piłkarzy. Od kilku już lat w futbolu krążą ogromne sumy. Zawodnicy coraz częściej zmieniają kluby za dziesiątki, a nawet setki milionów euro. Kiedyś, sto lat temu, było to nie do pomyślenia, dziś jest to szara codzienność piłki nożnej.

Na przestrzeni lat poprzeczka finansowa podnoszona była coraz wyżej i wyżej. Wszystko zaczęło się w 1905 roku, w Anglii, kiedy to Middlesbrough zapłaciło za Alfa Commona, napastnika Sunderlandu równy tysiąc funtów. 25 lat później, także na Wyspach pobito ten rekord. Jego bohaterem stał się David Jack, który zamienił Bolton na Arsenal Londyn z Premier League. Działacze „Kanonierów” wydali na Anglika 10890 funtów. Dziś tyle pewnie płacą juniorowi, oczywiście na tydzień.

Moment przełomowy? Chyba lata 70. i transfer Johana Cruyffa z Ajaxu do FC Barcelony. To był szok. O kwocie, jaką zapłacili Katalończycy pisali wszyscy i wszędzie. Bowiem blisko milion funtów, jak na tamte czasy to ogromna suma. Później zaczęto płacić za piłkarzy coraz więcej i więcej. Rekordzistami stawali się m.in. Diego Maradona (dwukrotnie, najpierw gdy przechodził z Boca Juniors do Barcelony, a dwa lata później, gdy zamieniał Katalonię na Neapol), Roberto Baggio (8 milionów funtów, Fiorentina-Juventus), czy Alan Shearer. Angielski napastnik w 1996 roku przeniósł się z Blackburn Rovers do Newcastle United za 15 milionów funtów.

Od tamtej pory, aż do 2001 roku bito światowy rekord transferowy rok w rok. Najpierw Ronaldo, później Denilson, następnie Christian Vieri, Hernan Crespo, Luis Figo i na końcu Zinedine Zidane. Za obecnego trenera Realu Madryt Florentino Perez (prezydent „Królewskich”) zapłacił prawie 77,5 miliona funtów. Francuz dzierżył miano najdroższego piłkarza w historii futbolu przez osiem lat. Z pierwszego miejsca został zepchnięty dopiero przez Cristiano Ronaldo, który został ściągnięty do Madrytu za bagatela 94 miliony euro. Cztery lata później do „Los Blancos” dołączył Gareth Bale. Walijczyk kosztował 101 milionów euro. Zatem przez kilka lat na pierwszych trzech miejscach byli zawodnicy, którzy trafiali do Realu Madryt.

Kamieniem milowym, który spowodował, że największe kluby zaczęły płacić za piłkarzy tak astronomiczne sumy, był rok 2017 i transfer Neymara. Brazylijczyk skuszony przez katarskich szejków postanowił wykupić się z Barcelony i przenieść do stolicy Francji, aby w barwach PSG wyjść z cienia Leo Messiego. Hmm…chyba nie wyszło. Złamanie bariery dwustu milionów euro (222 miliony dokładnie) spowodowało lawinę. Włodarze zawyżają ceny swoich graczy, dzięki czemu mogą liczyć na większy przychód.

Zwiększają się także wpływy z przeróżnych praw telewizyjnych. Zachodnie drużyny są coraz bogatsze, dlatego taki przeciętny angielski zespół jak Southampton może zaoferować sześć milionów euro za młodego obrońcę z PKO Ekstraklasy i potraktować to jako pewien margines błędu. Polski klub natomiast weźmie te pieniądze z pocałowaniem ręki. Niestety, taka kolei rzeczy, takie jest nasze miejsce w tym łańcuchu transferowym. Musimy do tego przywyknąć.

Polska na rekord

Kilka miesięcy temu, podczas ostatniego zimowego okienka transferowego ogłoszono, że Radosław Majecki podpisał kontrakt z AS Monaco, ale następne pół roku spędzi jeszcze w Warszawie. Zespół z Księstwa zapłacił za jednego z najbardziej utalentowanych młodych bramkarzy aż 7 milionów euro. Tym samym pobity został rekord transferowy, który od 2017 roku należał do Jana Bednarka (z Lecha Poznań do Southampton) i wynosił 6 milionów euro. Na trzecim miejscu w tym zestawieniu znajduje się inny piłkarz, który bronił klubu z Ekstraklasy – Sebastian Szymański.

Tuż za plecami tej trójki znajduje się Adrian Mierzejewski. Były reprezentant Polski przez lata był na czele tego rankingu, bowiem w 2011 roku turecki Trabzonspor zapłacił Polonii Warszawa aż 5,25 miliona euro (wg Transfermarkt). Zapewne dziś kosztowałby on dwa razy więcej.

Wszyscy lubimy się porównywać, prawda? Dlatego zajrzymy do bliskim nam regionalnie lig i sprawdźmy, jak ten rekord transferowy PKO Ekstraklasy wypada na tle innych? Ile płaci się czeskim, czy słowackim klubom?

Czeskie biznesy

Ostatnio bardzo często porównujemy nasze rodzime rozrywki do tych zza naszej południowej granicy. Prawda jest jednak taka, że taka liga czeska piłkarsko, infrastrukturalnie, ale także organizacyjnie nam odjechała, jak pociąg ekspresowy. Ich drużyny regularnie występują w europejskich pucharach, czego nie można powiedzieć o naszych zespołach. Zatem można się spodziewać, że wpływy do klubu są coraz większe, a rekordy transferowe są dużo, dużo wyższe niż u nas.

Po części tak właśnie jest, ale przez lata najdrożej sprzedanym piłkarzem z ligi czeskiej był Tomas Rosicky, który w 2001 roku odszedł ze Sparty Praga do BVB za…. 14,5 miliona euro. Jak na tamte czasy, była to kwota niebotyczna. Dopiero kilka miesięcy temu z pierwszego miejsca w tym zestawieniu zepchnął go jego imiennik  – Tomas Soucek. Ten defensywny pomocnik kosztował West Ham około 15,5 miliona euro. To ponad dwa razy więcej niż AS Monaco zapłaciło za Majeckiego. Mało tego, to więcej niż Legia i Lech zarobiły na sprzedaży swoich gwiazd.

Słowacka Fortuna

Słowacka ekstraklasa znalazła się w ostatnim zestawieniu lig europejskich o trzy miejsca wyżej od polskiej. Poziom zespołów jest zbliżony do naszych, zatem i pieniądze wydawane przez zachodnie kluby na graczy występujących w Fortuna Liga są podobne. W styczniu tego roku słoweński napastnik Slovanu Bratysława – Andraz Sporar na tyle dobrze się prezentował, że przykuł uwagę kilku silniejszych europejskich drużyn.

W 11. ligowych meczach strzelił 12 bramek i raz zanotował asystę. Poza tym w sześciu spotkaniach fazy grupowej Ligi Europy aż pięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywali i dwukrotnie zaliczał ostatnie podanie. Nic więc dziwnego, że Sporting Lizbona nie zwlekał z transferem. Uznany portugalski klub wyłożył za 26-letniego snajpera 6 milionów euro. Dzięki temu wyrównano słowacki rekord sprzed pięciu lat.

Do tej pory na czele tego zestawienia znajdował się Milan Skriniar i MSK Żilina, która sprzedała go za taką samą kwotę, co Slovan Sporara. 20-letni wówczas obrońca trafił do Sampdorii, a dziś jest filarem defensywy Interu Mediolan. Klub z Lombardii był skory zapłacić za Słowaka aż 34 miliony euro.